PŁYNĄCE OBRAZY

Pojawiają się nagle, obrazy z przeszłości, te najstarsze z dzieciństwa przeplatają się z zeszłorocznymi. W niektórych jestem dzieckiem, w innych nastolatką, zakochaną dziewczyną lub (nie) szczęśliwą kobietą. Zachować je dla siebie czy przekazać innym? Każdy, kto się nad tym zastanawiał choć przez chwilę (spisywanie wspomnień jest obecnie przesadnie modne), zadał sobie pytanie – na ile potrafię być szczery opowiadając innym o sobie? Wszyscy mamy coś do ukrycia, coś czego wyjawienie poplamiłoby nieodwracalnie wizerunek albo skrzywdziłoby bliskich. Opisywanie tylko ładnych, pastelowych obrazków jest nieuczciwe i mało interesujące (również dla czytelnika). Znalazłam rozwiązanie:

WSZELKIE PODOBIEŃSTWO DO OSÓB I ZDARZEŃ JEST PRZYPADKOWE, OSOBY, OPISY I ZDARZENIA SĄ FIKCYJNE.

Ktoś zapyta (o ile tutaj zajrzy) – wspomnienia to będą czy fantazje? Tutaj będzie wszystko, a co faktem, co moją bujną wyobraźnią, nie ma większego znaczenia. To samo wydarzenie zostaje zazwyczaj różnie zapamiętane przez osoby biorące w nim udział.

Wspomnienie, przed którym nie pamiętam niczego? Widzę na rodzinnych zdjęciach tłustego bobaska, nad którym pochylają się rodzice, młodsi od moich dzieci dzisiaj, ale nie mam zielonego pojęcia, co działo się wówczas w mojej małej główce. Może to i dobrze, że w dorosłym życiu nie pamiętamy śmiesznych min, które do nas niektórzy stroją, ani uczucia głodu, które musi mocno męczyć niemowlaczki, skoro wywołuje tak donośny płacz. Nie chciałabym pamiętać stanu przerażającej samotności wywołanej przejściem rodziców do drugiego pokoju. Moje pierwsze wspomnienie jest niemal bajkowe; wiosenne, słoneczne popołudnie, a ja na łące przed domem idę w stronę taty, który mnie obserwuje. Czuję niesamowitą dumę, że samodzielnie przedzieram się przez te wysokie trawy i puchate dmuchawce.

“Dmuchawce, latawce, wiatr” to jedna z tych piosenek, które wywołują dobre wspomnienia. Gdy byłam dziewczynką, ale jeszcze nie dziewczyną, próbowałam przenieść dmuchawce do wazonu w mieszkaniu, jednak gdy tylko, któregoś zerwałam, tracił swoje delikatne upierzenie. Wtedy zrozumiałam, że mogę zachwycać się nimi tylko w naturze. Jakiś czas potem leżałam na łące pełnej dmuchawców, ale to inna łąka i inny świat. Poruszałam się już samodzielnie, pierwsze małżeństwo i rozwód miałam za sobą, leżałam na dmuchawcowej łące, obok Mar z aparatem fotograficznym. Ten spacer w majowe, chłodne popołudnie, był jednym z naszych pierwszych wspólnych.

Mnóstwo różnych ludzi pojawia się w moich wspomnieniowych obrazach, jednak zdecydowanie dominuje w nich Dora – moja jedyna siostra. Czasami zostawałyśmy same w domu (wówczas rodzice zostawiali czasami same dzieci i nikt nie zgłaszał tego na policję) i wtedy się działo. Pewnego razu któraś z nas narysowała na kartonie czarownicę i zaczęłyśmy nfantazjować, że ona ożyje, że musimy ją zniszczyć, zanim ona zniszczy nas. Wrzuciłyśmy karton do toalety, ale kilkukrotne spuszczanie wody nie utopiło czarownicy, zawzięcie utrzymywała się na powierzchni i nie chciała spłynąć. W obawie przed jej zemstą schowałyśmy się za fotelem, który stał w rogu mieszkania i przerażone czekałyśmy na rozwój wydarzeń. Gdy usłyszałyśmy pukanie do drzwi, nie byłyśmy pewne, czy to mama wróciła, czy może czarownica ożyła. Dora była świetnym partnerem do wszelkich gier. Właściwie to nadal jest, bo kilka dni temu, wspólnie z naszymi mężami, rozegraliśmy partię “Rummikub”. Nauczyłyśmy się już przegrywać i obecnie żadna z nas nie rzuca planszą, pionkami, nie obraża się o wynik, co zdarzało się w przeszłości, najczęściej przy szachach. Dawno, dawno temu, podczas gry w szachy (byłyśmy same w mieszkaniu), pokłóciłyśmy się okropnie. Nie pamiętem zupełnie co było powodem, ale szachy są tak fascynującą grą, że każdy ruch może być prowokować przeciwnika, zwłaszcza, gdy grają dwie porywcze dziewczynki (nawet nie wiem, czy już nastolatki). Gdy szachownica wylądowała na podłodze, uciekłam do przedpokoju, a później trzymałam mocno klamkę drzwi pokojowych, żeby nie wypuścić Dory. Znalazła sposób, bo drzwi miały wielką szybę. Po chwili byłyśmy pogodzone, ja opatrywałam jej pokaleczoną dłoń i wspólnie wymyślałyśmy bajeczkę dla mamy, która miała niedługo wrócić, a nie powinna znać prawdy. cdn.

 

Dora występuje w większości wspomnień z dzieciństwa i z młodości. Nawet w świecie dorosłym była bardzo blisko, a gdy jej nie było, bo przez kilka lat nasze stosunki były bardzo chłodne, zajmowała czołowe miejsce w moich rozterkach, tęsknotach i wyrzutach sumienia. Byłam kilkuletnią dziewczynką i poświęciłam ją w towarzystwie podwórkowym dla dobrej (tak mi się wtedy wydawało) zabawy. Lato, upał, gramy się z jakimiś dziećmi w ciuciubabkę. Dora w samych majteczkach, najmłodsza z nas wszystkich. Gdy została ciuciubabką, naprowadziłam ją na wysokie pokrzywy rosnące pod płotem. To nie było śmieszne. Zjadałam za nią pomidory, których ona nie cierpiała, w zamian za posprzątanie w szafie. Pewnego razu odmówiłam zjedzenia, bo byłam obrażona, albo chciałam czegoś więcej w zamian – już nie pamiętam. Zjadła wtedy wszystkie, które miała na talerzu i stwierdziła, że są pyszne. Od tego czasu musiałam sama sprzątać w swojej szafie, ale chociaż sprzątałam niezwykle często, zawsze miałam bałagan. W szafkach Dory panował apteczny porządek i tak zostało do dzisiaj. Jej każde kolejne mieszkanie jest idealnie uporządkowane, żadnych zbędnych przedmiotów, minimum dekoracji. Wyprzedziła modę na minimalizm, a mimo to, jej mieszkania są zawsze ciepłe, pełne przyjaznego klimatu. Po każdej wizycie u Dory, czy to w jej pokoiku, gdy pracowała w schronisku, czy w kolejnych mieszkaniach z Witkiem i dziećmi, czy też teraz, gdy wpadam do niej po sąsiedzku, mam ochotę opróżnić swoje mieszkanie i porządnie wysprzątać. Nie byłam cudowną, starszą siostrą, a ponieważ to ona uchodziła za tą porządniejszą, musiałam czasami ją zabierać do swoich znajomych. Nie bardzo to rozumiem, czyżby jej obecność była gwarancją mojej przyzwoitości? Rodzice nie bali się, że ją zdeprawuję? Na pierwszego, dorosłego Sylwestra poszłam w liceum, gdy skończyłam 15 lat. Moje koleżanki, koledzy, mój chłopak, jego koledzy, zaśnieżone Zakopane i cała chata nasza. W tym wszystkim Dora, uczennica siódmej klasy szkoły podstawowej. Było sporo alkoholu, Dorze posmakował adwokat, więc polewaliśmy, aż usnęła. Nad ranem ojciec koleżanki zorganizował nam kulig po pustych ulicach Zakopanego. Pamiętam, ze wracałam do domu sama, ale nie pamiętam dlaczego nie z Dorą. Jarek mnie nie odprowadzał?