Kwarantanna – urlop od codzienności czy więzienie?

Kontakt z zakażonym?

18 wrzesień (piątek)

Kwarantanna! Dlaczego wydawało mi się, że mnie to nie spotka? Planowałam już wyjazd na weekend, byłam spakowana i pewna, że za kilkanaście godzin zjem śniadanie z widokiem na Lubań, później pójdę z Morką do lasu, popływam w jeziorze, a wieczorem usiądę przy ognisku. Będę się delektowała odchodzącym latem i łapała ciepłe wspomnienia na nadchodzącą, chłodniejszą porę.

Gdy Rob wrócił z zajęć w szkole i powiedział o zakażonym słuchaczu, zaczęłam szybko szukać jakiegoś rozwiązania. Może wyjedziemy, zanim dostaniemy wiadomość o kwarantannie i spędzimy czas kwarantanny w kamperze, w samotności, na Cisówce? Pomysł cudowny, ale jak będziemy robić zakupy, skąd brać wodę i gdzie opróżniać toaletę? Nie mogłabym wlewać jej zawartości w lesie, ani przez dziesięć dni żywić się tuńczykiem w puszce i ryżem, czyli zapasami z kamperowej spiżarni. Kwarantanna w kamperze wygląda pięknie tylko w filmach kręconych przez młodych ludzi, rezygnujących z normalnego życia i decydujących się na życie w podróży. Pary te kręcą codziennie filmy ze swojego lajtowego życia, zachwalają minimalizm oraz zachęcają do biwakowania na dziko. Gdzie wyrzucają śmieci i fekalia? Skąd czerpią wodę? Gdzie mieszczą stosy modnych ubrań, które zmieniają do każdego kolejnego ujęcia?

W Małopolsce trudno znaleźć miejsce naprawdę bezludne, do którego można dojechać naszym kamperem. Nawet na ścieżkach mojej ukochanej Cisówki coraz więcej pieszych i rowerzystów. Trudno, spędzimy kwarantannę w domu, a właściwie w mieszkaniu w bloku i będziemy się cieszyć słońcem z balkonu. Co zrobimy z psem? Morka musi wchodzić trzy razy dziennie. Fosterier uwielbia ruch, kanapowcem staje się dopiero wieczorem, tak jak my.

Koło godziny 21 Rob odebrał telefon z sanepidu. Potwierdził swoje dane, podał moje i w ten sposób staliśmy się więźniami w swoim własnym mieszkaniu. Zrozumieliśmy, że teraz najważniejsze to nie zachorować i nie zwariować.

Pies na kwarantannie

12 wrzesień (sobota)

Wcześnie rano zaczełam szukać chętnych na wyjścia z Morką. Popołudniowe spacery obiecały przejąć wymiennie Mama i Karola, wieczorne wyjścia moja cudowna sąsiadka – E. Najtrudniej znaleźć kogoś na poranne, napisałam do A. – sympatycznej dziewczyny, spotykanej na “psim szlaku” czyli na wałach. A. jest właścicielką Rogera – kumpla Morki. Zgodziła się zabierać ją na poranne spacery. Odetchnęłam z ulgą, bo największy z problemów jakie przysparza kwarantanna wszystkim właścicielom psów – został rozwiązany. Po śniadaniu zrobiłam duże zakupy spożywcze przez internet, chociaż mam świadomość, że pusta lodówka lepiej by nam zrobiła przez ten okres bezruchu. Dobrze, że mamy chociaż orbitreka, który czasem zastępuje mi kanapę podczas wieczornych seansów filmowych. Po południu, zgodnie z obietnicą przyjechała Karolina ze swoim chłopakiem. Zabrali Morkę na spacer, zapominając, że ona uwielbia pływać, i próbuje to robić nawet w błotnistej kałuży.

W drodze powrotnej kupili nam napoje rozweselające, których nie mogłam zamówić w markecie. Rob zamontował suszarkę w łazience, która tylko czekała na czas wolny Pana Domu, ja czytałam na balkonie, który wcześniej wysprzątałam.

Pierwszy dzień kwarantanny minął całkiem przyjemnie. Do końca zostało nam 8 dni – piątek został zaliczony jako dzień pierwszy.

Aplikacja kwarantanna

12.09 (niedziela)

Rano dostałam sms z przypomnieniem o zainstalowaniu aplikacji “kwarantanna domowa”. Czytałam wprawdzie wczoraj o obowiązku zainstalowania tej aplikacji, ale oboje czekaliśmy na jakieś powiadomienie. Zainstalowaliśmy, zrobiliśmy swoje zdjęcia i wysłaliśmy je do adresata – Kwarantanna. W odpowiedzi przeczytałam, że mam obowiązek mieć przy sobie naładowany telefon z włączoną lokalizacją i czekać na kolejne zadanie. Czy w wannie lub pod prysznicem też mam robić sobie zdjęcia? A jak mój telefon wpadnie do wody?

Ciekawa jestem, jak wygląda kontrola kwarantanny u tych, którzy nie mają internetu w telefonie?

Po niecałej godzinie od zainstalowania aplikacji “kwarantanna” i wysłaniu pierwszego zdjęcia dostałam wiadomośc o tm, że w moim telefonie jest zainstalowana aplikacja pozorująca i muszę ją usunąć. Jaka aplikacja pozorująca? Gdy próbowałam ją usunąć (nie wiem w ogóle czy ją miałam, bo i skąd?), przeczytałam, że jej usunięcie grozi utratą wszystkich danych,więc zrezygnowałam. Ktoś, kto wysyła “zadania” dla przebywających na kwarantannie ma niezłą zabawę.

Po południu przyszła Mama, żeby zabrać Morkę na spacer. Przyszła na nogach, a mieszka pod Wawelem czyli około 4 km w jedną stronę (!!!). Wypuściłam Morkę na klatkę, wróciły po niecałych dwóch godzinach i Mama natychmiast udała się pieszo do swojego domu. Nie chciała jechać taksówką, unika też komunikacji miejskiej, bo jest wwieku zagrożonym i ma trochę tzw. chorób współistniejących. Chciałabym mieć taką kondycję w jej wieku.

Zadzwonił do mnie aspirant sztabowy z komisariatu policji z zapytaniem o stan zdrowia i nasze potrzeby. Odpowiedziałam, że czujemy się świetnie i wszystko mamy zorganizowane. Późnym popołudniem dostałam sms z Kwarantanny z poleceniem zrobienia i wysłania zdjęcia. Zrobiłam zdjęcie z balkonu, z drzewami w tle. Dlaczego ja jestem bardziej kontrolowana niż Rob? Przecież to On miał kontakt z zakażonym, a raczej przebywał w jednym pomieszczeniu, bo kontaktu przekraczającego 2 m nie było.

Prawdziwych przyjaciół poznaje się w czasie kwarantanny

14 wrzesień (poniedziałek)

Poranny spacer Morka zaliczyła z sąsiadem. Chyba jej się spodobało to, że wychodzi na spacery z zupełnie różnymi ludźmi, zawsze jednak są to znajome osoby. Pewnie nie rozumie, dlaczego ja przestałam z nią wychodzić. Koło 11 przyjechał policjant, zadzwonił i poprosił, żebym pokazała się w oknie. Tylko ja. Po godzinie kolejny sms z Kwarantanny i prośba o zdjęcie. Roberta nikt nie niepokoi, nie żąda potwierdzenia jego obecności w domu. Po południu znowu odezwała się Kwarantanna i po raz kolejny musiałam się sfotografować.

E. – moja cudowna sąsiadka przyniosła mi miskę pełną pierogów z soczewicy. Nie pamiętam, kiedy jadłam coś tak pysznego. Już wiem, że skutkiem ubocznym kwarantanny będą nadprogramowe kilogramy, nawet orbitrek tutaj nie pomoże. Późnym wieczorem Rob odkrył w swoim telefonie informację od Kwarantanny, informującą o niewykonaniu zadania. Faktycznie wcześniej dostał polecenie zrobienia i przesłania zdjęcia, ale po prostu nie usłyszał powiadomienia o sms. Czy uwięzieni w domach na kwarantannie możemy wyciszyć telefon, wziąć długą relaksującą kąpiel, zdrzemnąć się w środku dnia lub posłuchać muzyki? Nie bardzo, ponieważ co 15 minut mamy obowiązek kontrolować aplikację Kwarantanna, żeby udowodnić (nie wiadomo komu), że nie opuszczamy swojego mieszkania.

Wkręceni

15 wrzesień (wtorek)

Po Morkę przyszła A. i zabrała ją na poranny spacer do parku. Trochę dziwnie się poczułam, gdy moja ukochana psina po powrocie ze spaceru nie powitała mnie radośnie, tylko cofnęła się, gdy wyciągnęłam rękę po smycz. Rozumiem, że chciałaby jeszcze pospacerować, jednak myślałam, że dla niej jest ważne, kto jest na drugim końcu jej smyczy?

Przed południem zadzwonił telefon. Odebrałam, przedstawił się jakiś policjant, który miał chyba wadę wymowy, bo mówił dziwnie i niewyraźnie, a następnie poprosił, żebym nie rozłączając połączenia, pokazała się w oknie, zupełnie tak jak w sobotę. Zrobiłam to – stanęłam przy otwartym oknie okno i pomachałam a on (policjant), że mnie nie widzi, żebym wzięła jakąś szmatkę i nią pomachała. Złapałam więc spory ręcznik i wychylona przez okno, machałam bardzo intensywnie, a gdy skończyłam, na prośbę policjanta to samo zrobił Robert. Następnie policjant poprosił, żebyśmy pokazali w oknie psa, którego podobno mamy. Trochę mnie to zdziwiło, ale Rob szybko wziął Morkę i wystawił ją przez okno. W telefonie usłyszałam śmiech Z. – naszego serdecznego przyjaciela słynącego ze specyficznego poczucia humoru – znowu udało mu się nas wkręcić i rozbawić jednocześnie.

Test smaku i węchu

16 wrzesień (środa)

Podobno do wszystkiego można się przyzwyczaić. Wykorzystuję czas kwarantanny na zaległe prace domowe oraz malowanie.

Dziś chciałam zlać sok malinowy, który sfermentował, więc poprosiłam Karolinę o dostarczenie litra spirytusu i przerobiłam sok na nalewkę. Malinówka działa bardziej rozgrzewająco niż sok. Pozostałe maliny Rob zalał trunkiem, podarowanym mu jakiś czas temu przez znajomych z Podlasia. Tak sobie leżał ten napój u nas ponad rok czasu, nikt nie miał na niego ochoty, a teraz okazał się niezwykle przydatny. Ciekawa jestem jak będzie smakował za kilka miesięcy? Przy okazji sprawdziliśmy, że nie mamy żadnych problemów z węchem i smakiem.

Koniec kwarantanny!

20 wrzesień (niedziela)

Ostatni dzień kwarantanny! Jutro rano pójdę z Morką na długi, bardzo długi spacer, po południu – drugi, a wieczorem, na trzeci, pójdziemy razem. Ciągle mamy lato, chociaż noce są już zimne, poranki i wieczory chłodne, to w południe słońce jest rozkosznie mocne. Wystarczy zamknąć oczy, żeby sobie wyobrazić rozgrzaną plażę śródziemnomorską. Przynajmniej próbuje, gdy opalam się na balkonie ze świadomością, że nie mogę wejść do morza…

Oczywiście odzyskamy wolność, jeżeli test, który rano Rob zrobi – będzie dla nas pozytywny. Jeżeli natomiast okaże się, że jesteśmy zakażeni i właśnie chorujemy bezobjawowo – to zrobi się mniej fajnie. Wszystko jest możliwe, czuję się średnio, czyli nie idealnie, ale jak można się czuć dobrze przebywając dziewięć dni non stop w domu. Termometr pokazał mi dziś 37 stopni, może jest uszkodzony? Ilość zakażonych wzrasta, nie chciałabym stać się przestraszonym hipochondrykiem.

Czarodziejski spacer

Żeby docenić, co się ma, trzeba to najpierw stracić. Jak cudnie smakuje poranny spacer po okresie uwięzi w domu, wie tylko ten, kto był uwięziony i kocha spacery. Morka również zrozumiała, że sytuacja jest wyjątkowa, gdy ubierałam buty – skakała z radości. Poszłam z nią na “moje” wały – dzikie, jak na Kraków i niezwykle urokliwe.

Trawa iskrzyła schłodzoną rosą, niektóre drzewa przybrały już jesiennie barwy, słońce zapowiadało ciepłe pożegnanie lata.

Przez ponad godzinny spacer nie spotkałam żadnego człowieka. Nie trzeba więc lecieć do Australii czy wyjeżdżać na Suwalszczyznę, żeby rozkoszować się samotnością w przyrodzie. Wprawdzie kangury po wałach nie biegają, ale dzika czy sarenkę często można spotkać. Mój spacer umilały śpiewy ptaków, których nie potrafię nazwać, oraz pianie bażantów.

Koniec przygody z koronawirusem?

Rob dostał informację, że test wykonany wczoraj jest pozytywny, tzn., pozytywny dla nas, ponieważ nie ma żadnych śladów koronawirusa. Może tak naprawdę nie mieliśmy z nim jeszcze kontaktu? Może przechorowaliśmy covid jakiś czas temu bezobjawowo? W każdym razie wszystkie obawy były niepotrzebne, a podwyższona temperatura mogła być wynikiem stresu. Ciągle za dużo pytań dotyczących tego wirusa, za dużo niewiadomych, za dużo sztucznie napędzanego straszenia. Czy naprawdę człowiek siedzący na kwarantannie, który niekoniecznie jest chory, nie może wyjść do pustego parku z psem na spacer? Gdyby miał na sobie szczelnie założoną maseczkę, na to przyłbicę, rękawiczki oraz jakieś oznaczenie typu – “uwaga – mogę być zarażony, proszę się nie zbliżać” – nie stwarzałby zagrożenia dla innych, większego, niż tłumy na ulicach, bez maseczek, wśród których może być mnóstwo nosicieli. Gdyby moja sąsiadka z mojej klatki była na kwarantannie, nie miałabym nic przeciwko temu, żeby wychodziła ze swoim psem, aczkolwiek chciałabym o tym wiedzieć i na czas przejścia wspólną klatkę schodową zakładała bym maseczkę i rękawiczki. Myślę, że to by w zupełności wystarczyło. Każdy przebywający na kwarantannie obawia się pogorszenia swojego stanu zdrowia, po co więc dorzucać do tego problem z wyprowadzaniem psa czy wyrzuceniem śmieci? Póki co, zamykam temat koronawirusa i mam nadzieję, że jesień, która jest tuż, tuż, pozwoli nam w pełni cieszyć się swoim impresjonistycznym urokiem.