Podróże w czasie zarazy – czerwiec 2020

Gorce zachwycają

5 – 7 czerwiec

Gdy jest ciepło i zielono, deszcz nie stanowi żadnego problemu, ożywia kolory i nawilża powietrze. Poza tym byliśmy tak bardzo spragnieni wyjazdu i odpoczynku, że pomimo niepogody zapakowaliśmy kampera i pojechali na południe naszej pięknej Małopolski. W Lubomierzu zjechaliśmy do doliny Kamienicy – Lubomierz Rzeki i dojechaliśmy do Polany Trusiówka. Puste pole biwakowe, świeża zieleń dookoła (ciągle padało) i świeże, ciepłe powietrze pachnące latem.

Wieczorem wybraliśmy się na spacer szlakiem prowadzącym do “Papieżowki”. Na Turbacz było już za późno, ale kusił. Może innym razem? Dawno tam nie byłam, a pamiętam czas, gdy odwiedzałam schronisko raz w tygodniu. Droga prowadziła wzdłuż górskiej rzeki Kamienica. Szliśmy bardzo zmiennym tempem, ponieważ co parę kroków stawaliśmy zachwyceni widokami i robiliśmy zdjęcia telefonem.

Nie zabrałam z sobą aparatu fotograficznego i bardzo tego żałowałam, ale odkąd na spacerach prowadzę Morkę na smyczy – mój aparat leży smętnie w szafie. Trudno ustawiać obiektyw, trzymając jednocześnie psa wyrywającego się do przodu.

To był magiczny spacer, niebo szarzało, padał lekki deszczyk, słychać było tylko szum rzeki. Do rana byliśmy na polanie zupełnie sami. Obudziło nas wschodzące słońce i śpiew ptaków. Gdy byliśmy już gotowi do wyjazdu, na polanie pojawili się pierwsi turyści z plecakami, potem przyjechało trochę samochodów z rowerami. Polanę Trusiówkę wpisuję na listę “moich miejsc”, czarujących w czasie niepogody, poza sezonem, w środku tygodnia, gdy można choć przez chwilę poczuć się tam jak na bezludnej wyspie.

Następnego dnia musieliśmy pojechać do Niedzicy, żeby zająć się tematem złamanego masztu. Nie jest tak łatwo kupić i przywieźć nowy maszt, 12 metrów do paczkomatu się nie zmieści, a kurier również go nie dostarczy pod drzwi. Nasz przeszedł skomplikowaną drogę, zanim na naszą przystań. Ostatni odcinek jechał na naszą przystań z łódką kolegi.

W Niedzicy było jak zawsze – pięknie, niezależnie od pogody. Słońce miło grzało, chowając się co jakiś czas za chmurami zwiastującymi burze, która ostatecznie nie nadeszła. Na powitanie dostałam od gospodarzy grabie, z prośbą o “zrobienie swojej przestrzeni” wokół kampera, czyli wygrabienie trawy. Sianokosy, jednak odcisków nie załapałam, widocznie za mało przestrzenii sobie zagrabiłam.

Malownicze widoki, zmieniające się w zależności od punktu patrzenia oraz pory dnia, a przede wszystkim sporo znajomych twarzy. Znajomi, czyli powitania, przy których staram się zachować dystans, oraz rozmowy, które zawsze, bezwzględnie, schodzą na temat koronawirusa. Po raz kolejny wysłuchałam kilka wersji teorii spiskowych, nie próbowałam nikomu jednak niczego udowadniać, bo cały czas żyję w świadomości, że nie wiem wszystkiego. Każdy ma prawo do swoich poglądów, do swojej wiary, do patrzenia na ten świat przez swój pryzmat.

Najmilsza chwila wyjazdu – spotkanie z koleżanką, która w ostatnich miesiącach walczyła z ciężką chorobą. Wyglądała jak kobieta sukcesu, zwycięzca, po prostu promieniowała szczęściem. Pomyślałam, że chyba trzeba dostać drugie życie, żeby tak rozkwitnąć. Większość z nas nie ma takiej radości z życia na co dzień, zyskujemy ja dopiero, gdy uświadamiamy sobie, że nic nie jest nam dane na zawsze, że jesteśmy tu tylko na chwilę.

Tradycją już każdego mojego pobytu w Niedzicy stał się spacer na Cisówkę. Niby ta sama trasa, ale widoki za każdym razem inne.

Na polnych łąkach zaczynają dominować margaretki, które kojarzą mi się z wiankami nocy świętojańskiej. Magiczna noc zbliża się szybkimi krokami do nas. Czy w tym roku aura pozwoli na zrywanie kwiatów i długie posiady przy ognisku?

Rozpoczęcie sezonu żeglarskiego

10-14 czerwiec

Świat na nas czeka, a my znowu w Niedzicy. Przywiązaliśmy się do Przystani i trudno byłoby odpuścić rozpoczęcie sezonu żeglarskiego. Tym bardziej, że mija 15 lat, odkąd sporą część naszego lata spędzamy w Niedzicy pod żaglami. Zmieniła się Przystań, zwłaszcza infrastruktura dookoła, zmienili się ludzie z YKP, niektórzy odeszli odpłynęli na inne wody zmieniła się też (niestety) forma naszych spotkań i imprez. Kiedyś bywało bardziej kameralnie i spokojniej. Wieczory przy ognisku, opowieści, rozmowy, żarty, nocne pływanie… Teraz imprezy przeniosły się do wybudowanej “żeglarzówki”, a rozmowy zostały zagłuszone przez głośną muzykę. Coraz częściej szanty zastępuje na naszych spotkaniach, podobno uwielbiane przez Polaków – disco polo. Szkoda, że gdzieś zgubiliśmy tamten klimat. Tymczasem zamiast wspominać “stare, dobre czasy”, wrzucę trochę zdjęć z rozpoczęcia sezonu. Panowie z galowych mundurach prezentują się elegancko, Panie uszczęśliwione prezentami od Komandora (parasolki z logo YKP Zakopane) oraz wyglądem swoim mężczzn.

Fotek z tego co działo się później nie zamieszczę. Na tych kilku, które mam, ludzie mają dziwne miny, poza tym zbyt wcześnie wyszłam z imprezy. Nie tylko zresztą ja. Może to pandemia wyciszyła niektórych, a może się starzejemy?

Żeglarstwo to nie tylko pływanie i imprezy, czasami trzeba coś zrobić przy swojej łodzi. Rob nadal szykował nowy maszt, mieszył, okuwał i widać było, że to zajęcie sprawia mu dużą frajdę.

Póżnym popołudniem koledzy pomogli zanieść maszt na łódkę. Stawianie odbędzie się za tydzień i wtedy będzie można pożeglować.

Wirus czy koronawirus?

29 czerwiec

Pojutrze wyjeżdżamy na długo wyczekiwany urlop. Wczesną wiosną planowaliśmy kilkutygodniową wyprawę do Hiszpanii, jednak pandemia pokrzyżowała nasze plany. Mnóstwo znajomych musiało zmienić swoje wakacyjne plany, przepadły opłacone wycieczki, zarezerwowane loty, zaplanowane rejsy. My nie straciliśmy żadnej rezerwacji, pandemia zmusiła nas tylko do wakacji w granicach kraju. Planując coroczne wakacje, przekonywaliśmy siebie, że Polska jest piękna, że warto ją poznać, przytaczaliśmy powiedzenie – “cudze chwalicie, swojego nie znacie” – jednak ostatecznie zwyciężała miłość do śródziemnomorskich klimatów. Teraz nie mamy wyboru, ponieważ sytuacja w Europie ciągle jest niestabilna, więc najbezpieczniej będzie w Polsce. Tłumy? Znajdziemy miejsca, gdzie ich nie będzie. Jeziora wzdłuż wschodniej granicy naszego kraju, Pojezierze Augustowskie, wschodnie wybrzeże, morze Mierzeja Wiślana. To będzie kilkutygodniowa podróż w poszukiwaniu najpiękniejszego jeziora, zaczynająca się od Zalewu Czorsztyńskiego.

Jeszcze przedwczoraj myślałam, że nasze wakacyjne plany legły w gruzach. W środę czułam się kiepsko, osłabienie, bóle mięśni, jednak myślałam, że to zmęczenie, w czwartek temperatura trochę się podniosła, kaszlałam i czułam się jeszcze gorzej. Karolina uspokajała mnie twierdząc, że to taki wirus trzydniowy, że ona już to przeszła. Piątek przeleżałam, w sobotę zastanawiałam się, czy powinnam spakować torbę do szpitala, tak na wszelki wypadek. Zażywałam paracetamol, witaminę “c”, a moja cudowna sąsiadka Ela przyniosła mi cynk. Zastanawiałam się czy mogłam się zarazić? Oczywiście, że mogłam, w przeciągu ostatnich dwóch tygodni miałam kontakt z mnóstwem ludzi, chociaż zachowuję środki ostrożności. Czy ja mogłam kogoś zarazić? Mogłam.

W niedzielę obudziłam się zdrowa. Słońce zapowiadało piękny dzień, ptaki śpiewały, mnie nic nie bolało. Pełnia szczęścia. Zastanawiam się czy przeżyłam koronawirusa czy też był to zwyczajny, trzydniowy wirusik?

Jeden komentarz

Możliwość komentowania jest wyłączona.