Podróże w czasie zarazy – maj

Majówka

1 maj

Majówka – najsłynniejszy weekend Polaków, planowany zazwyczaj kilka miesięcy wcześniej. Zeszłoroczną majówkę spędziliśmy w Turkeve – wracaliśmy z Chorwacji i zatrzymaliśmy się na kilka dni przy węgierskich basenach. Ostatni przystanek naszej podróży i zarazem końcówka majowego weekendu był już w Polsce, w Niedzicy. Nagrzani słońcem, opaleni, znaleźliśmy się w krainie zimna. Kilka smutnych łódek przy naszym pomoście, żadnych ludzi nad jeziorem. Pamiętam wieczorny spacer na Zaporę, na który ubrałam wszystkie ciepłe rzeczy, jakie miałam w kamperze. 5 maja 2019 r. wracaliśmy do Krakowa w śniegu, który dopiero w Myślenicach zamienił się w deszcz.

Tegoroczna majówka również zapowiada się chłodna i deszczowa, ale dziś za opadami tęsknimy wszyscy. Postanowiliśmy zostać w domu – maluje obraz dla przyjaciółki, ale klimat pandemii niszczy również natchnienie. Pogoda, a raczej niepogoda nam sprzyja, bo więcej ludzi zostanie w domach, więc będzie bezpieczniej dla tych co zostaną i dla tych, którzy mimo wszystko gdzieś pojadą.

Wczoraj zawiozłam Mamie zakupy. Udało mi się Ją namówić na spacer. Pod Wawelem było niewiele ludzi, pomimo słońca, Smok przestał ziać ogniem, bo nie ma turystów, którzy mu za to płacili.

Wirus (?)

Od dziś czynne są galerie handlowe, ja jednak nadal wszelkie zakupy zamawiam przez internet. Nie wiem już co jest bezpieczne, nie wiem, co jest prawdą. Czy maseczki chronią, czy toalety w galeriach będą czynne, czy wszędzie będzie dostępny płyn dezynfekujący? Hotele i miejsca kempingowe od dziś również mają być otwarte. Za kilkanaście dni zobaczymy jaki będzie skutek zniesienia części restrykcji. Liczby informujące o zakażonych i ofiarach w naszym kraju wciąż rosną.

Wygrałam zakład o dobre, portugalskie wino, gdyż już kilka tygodni temu byłam przekonana, że 10 maja nie będzie wyborów.

Liczę dni do najbliższego wyjazdu, wiem na pewno, że jeżdżąc po Polsce, będziemy szukali takich miejsc, w których będzie można pobyć w samotności, czyli bez maseczki na twarzy. Na tym według mnie polega luksus wypoczynku w czasach pandemii.

Karola powiedziała dziś, że źle się czuje, bolą ją mięśnie, trochę kaszle. Poprosiłam o zbadanie temperatury – nie miała gorączki. Odetchnęłam z ulgą, może to tylko lekkie przeziębienie? Jak odróżnić teraz stany przeziębieniowe od groźnego wirusa? Póki co, będziemy obserwować… Podobno pies potrafi wyczuć chorobę u człowieka, swojego pana albo członka swojej ludzkiej rodziny.

Wiem, że nic nie wiem

5 maj

Mnóstwo sprzecznych informacji na temat pandemii, jakieś teorie spiskowe, gesty nienawiści w stosunku do ewentualnych zakażonych, albo tych, co na kwarantannie. Maseczki chronią czy nie? Ktoś, kto miał kontakt z chorym – automatycznie jest roznosicielem? Jak zrobić “sejmową” fryzurę bez odwiedzin fryzjera? Jesteśmy przed szczytem pandemii, w trakcie czy może już po? Ktoś (?) niezłe zamieszanie na ziemi wywołał.

Wiem, że Karola nie jest chora, to było jakieś przejściowe osłabienie z objawami przeziębienia, albo mało objawowy wirus. Dużo wersji krąży na ten temat objawów czy też chorowania bez objawów … To, co kiedyś było proste i oczywiste, teraz stało się niezwykle skomplikowane. Wiem, że nic nie wiem.

Majowy wyjazd – Niedzica

8-10 maj

Pierwszy weekend z otwartymi hotelami, pensjonatami, polami namiotowymi, kempingami oraz piękna pogodą. Zapakowaliśmy się rano do Edenu i pojechaliśmy do Niedzicy. Przyjemność jazdy była ogromna, bo nowa, na wielu odcinkach, zakopianka – ułatwia przemieszczanie na odcinku – Kraków – Podhale.

Wprawdzie słynny tunel nie jest jeszcze skończony, ale droga pozwala nam uwierzyć, że jedziemy do “zimowej stolicy Polski”, w czym utwierdza nas świeżo ośnieżone pasmo Tatr.

Przystanek w Kluszkowcach nad Zalewem Czorsztyńskim w pobliżu wspaniałej Tawerny Kapitańskiej. Nie mogliśmy wprawdzie zjeść obiadu na uroczym tarasie, ale dostaliśmy od Iwony – właścicielki Tawerny – zamówione wcześniej, wędzone pstrągi. Czekaliśmy na ich uwędzenie na plaży, prawie pustej, tylko jedna para oprócz nas: młoda dziewczyna w ciepłej bluzie i chłopak, który mimo zimnego wiatru, rozebrał się i wskoczył do wody. Morka poszła za jego przykładem, a przecież gdy myję ją po spacerze, zachowuje się tak, jakby woda ją bolała. Pstrągi były idealne, świeże, gorące…

W Niedzicy znaleźliśmy idealne miejsce na weekend w czasie pandemii. Zamiast jak zwykle stanąć kamperem na naszym klubowym parkingu, wprost nad Przystanią, zatrzymaliśmy się na polu namiotowym u Ani. Tam znaleźliśmy odosobnione miejsce na drugiej łące, pełnej słonecznych mleczy.

W odległości 50 metrów od nas stał tylko jeden kamper, podczas gdy na dolnej łące było ich już kilkanaście. Wieczorem na naszej łące nie było już pusto, jednak jej wielkość pozwoliła na zachowanie bezpiecznego i sympatycznego odstępu.

Z jednej strony mieliśmy widok na Cisówkę i wiejski kościółek, z drugiej na Zalew i pasmo Lubania.

Poranna kawa w podróży jest wyjątkowa. Jest przyrządzona tak samo, jak każdego innego poranka, a jednocześnie widok, który podziwiamy, pijąc ją, jest wyjątkowy i niepowtarzalny. Nawet jeśli stoimy kilka dni w tym samym miejscu, to przecież wschód słońca wygląda inaczej, inne są kolory i kwiaty na łące. Ta majowa łąka, rozświetlona żółtymi mleczami za kilka dni zamieni się w polanę pełną dmuchawców.

W sobotę nasz Eden został zwodowany i zajął swoje miejsce naszym pomoście.


Ja wybrałam się na spacer w moją ulubioną trasą. Cisówka to górka królująca nad Niedzicą, z której rozpościera się cudowny widok na jezioro, Pieniny i na Tatry.

Z Cisówki widok na Zalew jest wzbogacony o pasmo Lubania oraz ruiny zamku w Czorsztynie.

Widok na Pieniny i Trzy Korony zachwyca w drodze powrotnej.

Widok z Cisówki na Tatry Słowackie dosłownie zapiera dech w piersiach. Szczyty są jeszcze całe w śniegu.

Chatka na polanie, obok której warto przysiąść, wypić kawę, popatrzeć na piękny las i górskie szczyty.

W Niedzicy zapomniałam o pandemii, strachu, wzrastających liczbach zakażonych i zmarłych. Ludzie siedzieli przed swoimi kamperami i przyczepami bez maseczek, rozmawiali, śmiali się. Gospodyni kempingu – Ania – z uśmiechem na twarzy podchodziła do wszystkich i twierdziła, że nie ma się czego bać.
Trzy dni na Spiszu minęły tak, jak mija czas na wakacjach, pięknie, beztrosko i za szybko.

Sprzedaż starego kampera

11-20 maj

Poniedziałek zaczęłam od zamieszczenia ogłoszenia na otomoto o sprzedaży naszego starego kampera.

Określenie “stary” nie pasuje do dwudziestolatka, jednak on do zdobycia żółtej tabliczki zabytku miał tylko dziesięć lat. Został już zniesiony zakaz poruszania się w celach rekreacyjnych, granice były nadal zamknięte – kamper stał się marzeniem niejednej rodzinki, która marzyła o podróżach, a jednocześnie chciała czuć się bezpiecznie. Gdy tylko ogłoszenie ukazało się na stronie – mój telefon rozdzwonił się jak oszalały. Przez najbliższe dni kilkanaście razy dziennie opowiadałam o naszym dukacie i odpowiadałam na przeróżne pytania. Dzięki temu poznałam jego tajemnice, dobre i słabe strony oraz dane techniczne, które nigdy wcześniej mnie nie interesowały. Trochę żałowałam, że nie znałam go tak dobrze w trakcie dwóch lat wspólnego podróżowania. W międzyczasie, gdy przez telefon nie zachwalałam naszego kampera, odpisywałam na maile i smsy wszystkich zainteresowanych. Kilka osób przyjechało, obejrzało, ale albo wnętrze było za małe (zdecydowanie za małe dla trzyosobowej rodzinki o bardzo konkretnych gabarytach), albo silnik za słaby, albo cena za wysoka. Ktoś proponował zamianę na audii “w skórze”, ktoś inny na mazdę. Dostałam nawet zapytanie, czy zamienimy kampera na łódź motorową. Pod koniec tygodnia czułam się zmęczona, a przecież w weekend miałam jeszcze kilku oglądających. W piątek wieczorem padła moja lodówka, a ponieważ zakupiona miała przyjść dopiero we wtorek, weekend spędziłam na wekowaniu kilku kilogramów indyka i smażeniu dżemu z zamrożonych, a właściwie już rozmrożonych truskawek. Zabawę w kuchni przerywałam, gdy pojawiali się kolejni potencjalni kupcy naszego kampera.
Byłam pewna, że ktoś z oglądających wróci nim do siebie, a ja będę mogła się zająć innymi sprawami. Udostępnianie kampera do oglądania było dla mnie cenną lekcją, ponieważ uczyłam się na co należy zwracać przy kupowaniu. Może kiedyś to się przyda, jednak teraz najważniejsze było, żeby go sprzedać. Minął weekend, kuchnia zapełniła się przetworami, a przed blokiem stał smętnie nasz dukat z karteczką “sprzedam”. W poniedziałek rano zmieniłam treść mojego ogłoszenia obniżając delikatnie cenę za samochód, zamieściłam też kolejne ogłoszenie na olx (tańsze). Znowu mój telefon zaczął wariować. Ktoś proponował zaliczkę bez oglądania, ale nie przyjęłam takiej opcji, ponieważ obawiałam się rozczarowania ze strony kupującego, a nie chciałam by żałował swojej decyzji. Wreszcie w środę przed południem małżeństwo z Gorlic, po wnikliwym obejrzeniu – powiedziało zgodnie – bierzemy. Oczywiście nie obyło się bez targowania i musieliśmy trochę opuścić, ale najważniejsze, że wreszcie mogliśmy wrócić do swojej normalności.

3 dni bez maseczek

22-14 maj

Po raz kolejny postanowiliśmy spędzić weekend w Niedzicy, ponieważ trzeba było postawić maszt na Edenie. Nie bardzo możemy też stać “na dziko”, bez sprawnego akumulatora, a w ostatniej chwili okazało się, że jest on bardzo słaby i wymaga wymiany. Na kempingu w Niedzicy mamy zasilanie, co przy temperaturach w nocy grubo poniżej 10 stopni jest potrzebne. Zresztą tam jest naprawdę ładnie.

Po przyjeździe na miejsce ja zostałam w kamperze, a Rob z kolegami z klubu zajął się stawianiem masztu. Gdy wrócił, powiedział, że w czasie podnoszenia masztu – on się złamał. Nie trzeba bujnej fantazji, żeby wyobrazić sobie, co by się stało, gdyby złamał się w trakcie żeglowania. Mało prawdopodobne, żeby ktokolwiek siedzący w kokpicie przeżył takie uderzenie, nie mówiąc o tym, że groziłoby to zatonięciem łodzi.

Eden został przez nas kupiony na jeziorze Drawskim trzy lata temu. Właściciel prawdopodobnie miał świadomość, że maszt był złamany, może nawet sam go spawał. Czyżby nie wiedział czym to grozi?

Siedziałam w kokpicie patrząc na złamany maszt i myślałam, że i tak jest cudownie. Widok na zamek w Niedzicy piękny jak zawsze, czysta woda dookoła, a najważniejsze, że mogłam oddychać świeżym powietrzem bez maseczki.

Na kempingu, na pomoście, w lesie, na Cisówce, nawet na ścieżce rowerowej – nie spotkałam nikogo w maseczce. Wyjątek stanowili rowerzyści, ale tych z racji bardzo zmiennej pogody nie było zbyt wielu. Żeby coś docenić – trzeba najpierw to stracić. W zeszłoroczne lato nie przyszło mi nawet do głowy, że uszczęśliwi mnie brak maseczki na twarzy. Te trzy dni, podczas których maseczka leżała zwinięta w kieszeni kurtki, były wspaniałym podarunkiem od losu w czasie pandemii spędzonej w mieście. Pewnie mieszkańcy wiosek nie rozumieją, jak to jest, gdy wychodząc na klatkę schodową, żeby odebrać przesyłkę od kuriera – musisz zakładać maseczkę. Z drugiej strony, mam świadomość, że maseczka jest dla mojej ochrony. Po raz kolejny czuję, że niewiele wiem.

Wzdłuż ścieżki rowerowej odkryłam mnóstwo śladów po nocnym ucztowaniu Bobrów – widać, że polubiły nasz zalew. Pewnie one nie mają pojęcia o tym, jak bardzo się zmieniła nasza rzeczywistość w przeciągu ostatnich trzech miesięcy.

Zimny maj… niskie temperatury, sporo chmur, trochę deszczu, mocny wiatr. Nad ranem – około 5 godziny, rozszalał się tak, jakby chciał porwać w górę naszą markizę i przy okazji kampera z zawartością, czyli z nami. Składaliśmy ją szybko przy strugach deszczu, a później słuchaliśmy muzyki wygrywanej przez krople o dach. W kamperze jest pięknie, nawet gdy pada, gdy leje i wieje, a ty wówczas dostrzegasz wyższość domku na kółkach nad namiotem.

Żeby coś docenić – trzeba najpierw to stracić. W zeszłoroczne lato nie przyszło mi nawet do głowy, że uszczęśliwi mnie brak maseczki na twarzy. Te trzy dni, podczas których maseczka leżała zwinięta w kieszeni kurtki, były wspaniałym podarunkiem od losu w czasie pandemii spędzonej w mieście. Pewnie mieszkańcy wiosek nie rozumieją, jak to jest, gdy wychodząc na klatkę schodową, żeby odebrać przesyłkę od kuriera – musisz zakładać maseczkę. Z drugiej strony, mam świadomość, że maseczka jest dla mojej ochrony. Po raz kolejny czuję, że niewiele wiem.

Jeden komentarz

Możliwość komentowania jest wyłączona.