Kamperem wzdłuż Wisły – Puławy

Tegoroczna wiosna przejdzie do historii dzięki niespotykanym upałom i pięknej, słonecznej, wręcz śródziemnomorskiej aurze. Niestety nadejście kalendarzowego lata przyniosło gwałtowne ochłodzenie i deszczowe klimaty, a przecież mieliśmy zaplanowany urlop. Weekend  w Niedzicy: noc świętojańska, wianki, ognisko nad jeziorem, nocne pływanie…

Tymczasem większość czasu nad Zalewem Czorsztyńskim spędziliśmy w kamperze, grając w karty, pijąc różne rozgrzewające napoje i bezskutecznie czekając na ocieplenie.

Doceniłam ciepłe wnętrze naszego dukata, bo przy 5 stopniach, nie odważyłabym się spać na łodzi. Zresztą nad ranem nawet w dukacie było zbyt zimno, usiłowałam więc włączyć ogrzewanie, zgodnie z instrukcją, przekazaną przez sprzedających, ale coś nie działało, chociaż w trakcie oględzin odrzewanie było sprawne.

W poniedziałek wyjrzało słońce, temperatura skoczyła kilka kresek w górę, ale nadal było zimno. Szykowaliśmy się do tygodniowej objazdówki w pobliżu zachodniej granicy Polski – tam prognozy pokazywały najwyższe temperatury. Pełny zbiornik wody, nowa butla z gazem, zapas jednorazowych talerzyków, kubków i sztućców, skrzynka przeróżnych konserw, puszek z warzywami, wody mineralnej, suchego prowiantu. Nie wiemy przecież, gdzie się znajdziemy, czy będziemy nocowali w mieście czy może znajdziemy dzikie miejsce, tak piękne, że zechcemy spędzić w nim kilka dni.

Niestety po południu dowiedzieliśmy się, że we wtorek Robert musi być służbowo w Warszawie. Jechaliśmy, ile się dało, aby dwie godziny przed Warszawą przespać się na parkingu przy autostradzie. Noc, a właścicie niecałe 5 godzin, które usiłowaliśmy przespać, zakłócał odgłos przejeżdżających tirów. Już wiem, że spanie przy autostradzie nie należy do największych, wakacyjnych przyjemności.

Gdy Robert był na służbowym spotkaniu, ja poszłam zwiedzać Żoliborz, a później jak najszybciej opuściliśmy stolicę, kierując się na wschodnią część Polski, czyli Kazimierz Dolny.

Puławy – to pierwszy dłuższy przystanek na naszej trasie. Wjechaliśmy do centrum miasteczka, szukając dojazdu do mariny, przy której postanowiliśmy przenocować. Niestety, ta część Puław była oblężona przez nadchodzące na nabrzeże tłumy, a wjazd na parking okazał się niemożliwy z powodu jakiejś zamkniętej imprezy. Długo jeździliśmy po okolicy, szukając jakiegoś odpowiedniego miejsca na nocleg.

Wreszcie znaleźliśmy pusty parking na końcu miasteczka za budynkiem OSP w pobliżu kościoła.  Idealnie, bezpiecznie, a jednocześnie pusto, cicho i zielono. Poszliśmy na krótki spacer po okolicy, niestety ulewa zmusiła nas do spędzenia wieczoru w dukacie.

Miałam nadzieję, że obudzi mnie słońce, tymczasem znowu nad ranem usłyszałam krople deszczu bijące o dach naszego domku. Pomyślałam, że kamper ma sporą przewagę nad namiotem, zwłaszcza w polskim klimacie.

Zwiedzanie Puław zaczęliśmy od fantastycznej plenerowej wystawy fotografii przyrodniczej “Sztuka ziemi”.

Zdjęcie przedstawiające jaskółkę wlatującą na strych przez dziurę w obrazie, którym było zastawione okno, zrobiło na mnie największe wrażenie.

Park w Puławach jest naprawdę zadbany, pełen starych drzew, ciekawych pomników i rzeźb.

Ogród otaczający zespół pałacowy zachwyca przestrzenią.

Pałac Czartoryskich, słynna Świątynia Sybilli, oraz pozostałe budowle z okresu świetności miasta warto poznać osobiście.

Zadbany dziedziniec zdobią spacerujące pawie rozkładające swoje kolorowe ogony.

Mnie jednak najbardziej oczarował dziki staw w parku pałacowym, pełen kwitnących kwiatów lotosu.

Spacer wokół czarującego stawu zakończył nasze spotkanie z Puławami. Wyruszyliśmy w stronę Kazimierza, szukając po drodze ładnego miejsca na kawę.

Wisła w tej okolicy jest szeroka, a jej brzegi pokrywa jasny piasek.

Gdy zobaczyliśmy znak promu – wiedzieliśmy, że to najlepsze miejsce na postój.