Wakacje na Majorce

Gdy szukałam odpowiedniego kraju na majowy wypoczynek, mój wybór padł na Hiszpanię, ponieważ tam jeszcze nie byłam, a bardzo chciałam poznać hiszpańskie klimaty.

Szukałam miejsca, w którym będę mogła poczuć klimat lata w majowym, wiosennym miesiącu, pospacerować po ciepłym piasku, posłuchać szumu fal, a nawet wejść do morza bez wstrząsu, który przeżyłam gdy w lipcu chciałam zanurzyć się w Bałtyku.

Po zapoznaniu się z ofertą biur podróży, postanowiłam sama zorganizować nasz wyjazd, ponieważ w ten sposób za cenę tygodniowego pobytu zorganizowanego w hotelu trzygwiazdkowym – mogliśmy spędzić w Hiszpanii dwa tygodnie w trochę niższym standardzie. Najpierw wyszukałam odpowiednie loty z krakowskiego lotniska w dowolne miejsce w Hiszpanii i gdy trafiłam na tanie bilety na Majorkę nie wahałam się już ani chwili  tylko szybko je zarezerwowalam. Następnie poszukałam niedrogiego hotelu, stosunkowo blisko lotniska, ponieważ organizując samodzielnie wyjazd należy pamiętać o transporcie z lotniska i na lotnisko w drodze powrotnej, zazwyczaj o bardzo wczesnej porze.

Wiedziałam, że wylot z Majorki w niedzielę około godziny szóstej rano uniemożliwia podróż miejskim autobusem na lotnisko, należy więc znaleźć hotel na tylke blisko, żeby można było ten odcinek przejść na nogach albo wziąć taksówkę. Hotel Bari w Can Pastilla – miejscowosci leżącej między stolicą Majorki – Palma de Mallorca a El Arenal – miastem uchodzącym za imprezownię – spełniał moje wymogi. Wprawdzie w opiniach o hotelu wyczytałam skargi na zbyt skromne i jednolite śniadania, ale w cenie 960 PLN pokój z łazienką, balkonem, tv i wi-fi dla dwóch osób na dwa tygodnie w ogóle nie musiał oferować śniadań.

Spakowanie się na dwa tygodnie do podręcznego bagażu stanowiło pewną trudność, jednak jadąc nad ciepłe morze nie potrzebujemy wielu ubrań, natomiast podstawowe kosmetyki można kupić na miejscu. Poza ciuchami  zabrałam ze sobą laptop, szkicownik, kredki, ręcznik plażowy z mikrofibry, oraz małą grzałkę i kubek, ponieważ w pokoju hotelowym nie było czajnika, a nie chciałam być skazana na tylko i wyłącznie na kawy w barach.

Po trzech godzinach lotu wylądowaliśmy na lotnisku w Palma de Mallorca, skąd autobusem nr 21 za 5 euro dojechaliśmy do Can Pastilla. To zaledwie dwa przystanki od lotniska, nie wiem skąd taka wysoka cena biletu, ponieważ według zdobytych wcześniej informacji, bilet miał kosztować 3 euro, ale może w niedzielę autobusy są droższe? Z okna autobusu podziwiałam olbrzymie luksusowe hotele oraz urocze, niewielkie, letnie rezydencje tonące w bujnej zieleni.

Znalezienie naszego hotelu nie stanowiło problemu, znajdował się kilka kroków od przystanku autobusowego. Przywitaliśmy się z właścicielem i po krótkiej chwili siedzieliśmy na balkonie w swoim pokoju i podziwiali góry rysujące się w oddali. Zaintrygowały mnie widoczne nad ulicami i na dachach kable różnej grubości, nie ukryte w ziemi, jak u nas, ale może wynika to z klimatu? W każdym razie te wszechobecne kable psują efekt niektórych zdjęć.

Hotel dzielą od plaży dwie – trzy minuty drogi. Gdy po rozpakowaniu poszliśmy na plażę, nie było na niej spodziewanych tłumów, chociaż to było niedzielne popołudnie.

Większość spotkanych turystów to emeryci z niemiec, ponieważ  rodziny z dziećmi na wypoczynek wyjeżdżają latem, w czasie wakacyjnej przerwy.

Pogoda pierwszego dnia była idealna, około dwudziestu dwóch stopni, słońce chwilami pokrywały malownicze chmury, wiał lekki, ale zdecydowany wiaterek, czyli było tak  jak w Polsce w  środku lata.

Gdy już przywitaliśmy się z morzem, poszliśmy coś zjeść.

Przy plaży aż roiło się od restauracji, ale  my szukaliśmy jakiejś bezpośrednio nad morzem, ponieważ nie zdążyliśmy się jeszcze nim nacieszyć.

Zamówiłam spaghetti z owocami morza frutti di mare czyli makaron, w którym znajdowały się kawałki kalmarów i krewetek.  Pyszne, pożywne i stosunkowo niedrogie – 8 euro, podczas gdy jedna mi woda mineralna, którą zamówiliśmy do posiłku kosztowała 5 euro. Lepiej jest popijać obiad piwem lub sangrią, ale o tym przekonaliśmy się dopiero przy płaceniu rachunku.

Podczas kolejnych posiłków zajadaliśmy się paellą.

Po obiedzie poszliśmy na długi spacer, czyli na tak zwane rozpoznanie terenu, w którym przyjdzie nam spędzić całe dwa tygodnie wakacji.

Zachód słońca nad morzem, to jedno z najpiękniejszych zjawisk lata, a ten, który podziwiałam pierwszego wieczoru był wyjątkowo czarujący. Słońce w maju na Majorce zachodzi koło 21, więc pierwszy dzień wakacji był wyjątkowo długi.

Kolejne dni spędziliśmy na zwiedzaniu okolicy, plażowaniu oraz delektowaniu się hiszpańską kuchnią.

Letnie posiadłości w okolicy Can Pastilla toną w zieleni i budzą pożądanie.

W okolicy jest pełno ścieżek rowerowych, a wokół plaży i w hotelach można wypożyczyć rower, nie tak śliczny jak ten z wystawy, ale również z koszykiem na bagaż.

Can Pastilla leży między palma a El Arenal – miasteczkiem niezwykle imprezowym, okupowanym przez niemieckich turystów.

Czysta woda i wiatr zachęcają do uprawiania wszelkich sportów wodnych. Na co dzień nad zatoką roi się od kolorowych żagli oraz latawców,  które wyglądają jak stado wielkich, kolorowych motyli.

Kościół ulokowany niedaleko Playta del Palma, przy promenadzie pełnej sklepów z pamiątkami i akcesoriami plażowymi pozwala się wyciszyć i skupić.

W sklepach z pamiątkami można znaleźć naprawdę atrakcyjne wyroby w dostępnych cenach.

Palma Aquarium to wielki park morski znajdujący się w Can Pastilla, który na kilka godzin wciągnie nas w klimat podwodnego świata.

Do Aquarium prowadzi promenada wzdłuż plaży Paya de Can Pastilla, która ciągnie się aż do El Arenal. Znajduje się przy niej mnóstwo sklepików z ciuchami i pamiątkami, jednak tego dnia nie zwracałam na nie uwagi, spiesząc do słynnego Aquarium.

Bilety do Aquarium kupiliśmy w naszym hotelu, ponieważ ich cena promocyjna wyniosła 41 euro za dwa bilety, podczas, gdy jeden bilet kupiony w kasie kosztuje 24 euro. Po drodze, w punktach wypożyczalni rowerów i skuterów widziałam oferty biletów w niżeszj cenie, warto się więc zaopatrzyć w nie przed wejściem do kasy Aquarium – zostaje kilka euro w kieszeni.

W Aquarium znajduje się 55 akwariów, w których możemy podziwiać koło 700 gatunków fauny i flory Morza Śródziemnego oraz Oceanów: Spokojnego, Indyjskiego i Atlantyckiego.

Olbrzymie wrażenie na mnie zrobiło olbrzymie akwarium zwane Gran Azul – więlki błekit. Jest to największe akwarium w Europie, które mieści w sobie 3,5 mln l wody morskiej.

Siedząc na wygodnych poduszkach przed olbrzymią ściana wody, słuchając relaksującej muzyki możemy podziwiać przeróżne morskie stworzenia z rekinami włącznie.

Zachwyciły mnie też morskie koniki, które faktycznie wyglądają jak galopujące pod powierzchnią wody konie. Nie mogłam jednak robić wielu zdjęć, ponieważ w Aquarium jest zakaz fotografowania z lampa błyskową.

Węże, które udało mi się uchwycić są równie interesujące.

Sporą część Aquarium zajmuje miejsce zwane dżunglą. Jest to replika lasu tropikalnego z typową dla dżungli roślinnością i mikroklimatem. Możemy tutaj podziwiać piękne orchidee,  tropikalne drzewa oraz dziką rzekę z piraniami. Nad rzeką znajdują się domki pokryte liśćmi palmowymi, drewniane mostki i  kładki.

Dużą atrakcją jest olbrzymi wodospad, którego autentyczność przenosi nas w rzeczywiście w klimat dżungli.

W Aquarium znajduje się też ogród z atrakcjami dla dzieci, bar oraz kawiarnia. Cały czas podczas zwiedzania Aquarium, zarówno części wewnętrznej jak i zewnętrznej towarzyszy nam miła, spokojna muzyka.

Aquarium to wyjątkowe miejsce, w którym pomimo sporej ludzi zwiedzających, zrelaksujemy się podziwianiem wielkich, błękitnych przestrzeni i obserwując spokojne, harmonijne ruchy pływających morskich stworzeń.

Najcudowniejszym miejscem, które poznałam podczas moich hiszpańskich wakacji były Klify za El Arenal, zazwyczaj prawie puste, ponieważ większość turystów woli piaszczystą, miejską plażę.

Woda w okolicy klifów ma cudowny, turkusowy kolor, a zachody słońca nad morzem są niezwykłe i zapisują się w pamięci jak najpiękniejsze pocztówka z podróży.

Być na Majorce i nie zwiedzić Palma de Mallorca – słynnej stolicy, liczących 200 wysepek Balearów? Dla tego pięknego miasta warto specjalnie przylecieć na hiszpańską wyspę.  Do Palmy pojechaliśmy autobusem nr 15, tym razem bilet kosztował tylko 1,5 euro, chociaż podróż trwała znacznie dłużej niż z lotniska. Autobus kluczył po mieście, a my podziwialiśmy zmieniający się krajobraz za oknem: hotele, małe, prywatne hacjendy, plażę, port i  przedmieścia Palmy.

Gdy wsiadaliśmy do autobusu nic nie zapowiadało nadciągającej burzy, gdy nagle zagrzmiało, zaczął padać deszcz, który zamienił się w gwałtowny grad wielkości czereśni. Panowie zamykali okna w autobusie a panie, ubrane tylko w krótkie, letnie sukienki piszczały z przerażenia. Podróż trwała niecałe pół godziny, gdy wysiedliśmy na Placu Hiszpańskim – na niebo znowu wyszło słońce.

Palma de Mallorca – stolica Balearów i Majorki to zachwycające miasto, pełne zabytków i nowoczesnych rozwiązań.

Piękny deptak w centrum nazywany w większości europejskich miast ramblą, przypomina troszkę krakowskie Planty, różni go od nich standard i czystość, poniewaz nie spotkałam nigdzie bezdomnych okupujących ławki, a bujna zieleń jest pięknie utrzymana. Towary w otaczających go sklepikach są naprawdę wysokiej klasy, podobno zakupy w nich robią członkowie rodziny królewskiej.Mnie jednak nie interesowało kupowanie pamiątek,  gdyż byłam pochłonięta zwiedzaniem Palmy.

Miasto dosłownie tonie w zieleni, którą odświeżyła przedpołudniowa ulewa.

W Palmie spotkałam również sporo nowoczesnej architektury, która cudownie się miesza z tą zabytkową. Miasto, pomimo kontrastów, sprawia wrażenie niezwykle harmonijnego.

Dorożki w centrum miasta oczekujące na turystów nie różnią się bardzo od tych krakowskich, a ceny za kurs są, podobnie jak w Krakowie – dostępne dla nielicznych.

Na każdym kroku spotykałam przeróżne fontanny, których większość wyglądała na zabytkowe, bardzo dobrze utrzymane.

Najbardziej zachwyciła mnie ta fontanna przypominająca zbiorową umywalkę w wojsku albo w starej szkole.

Fotografowanie zieleni i fontann jest bezpłatne, w przeciwieństwie do uwiecznionego na tle pięknego platanu złotego jegomościa, który, gdy tylko zorientował się, że zrobiłam mu zdjęcie – podbiegł do mnie z kapeluszem po zapłatę.

Katedra La Seu – Catedral de Santa Maria , która nagle wyłoniła się zza zakrętu natychmiast skupiła na sobie całą moją uwagę. Jej początki sięgają XIII w. , jest zaliczana do najpiękniejszych i najciekawszych obiektów sakralnych Europy.

Historia tej przepięknej budowli sięga pierwszej połowy XIII wieku. W 1230 roku król Aragonii i Katalonii Jakub I rozkazał wznieść katedrę w miejscu Wielkiego Meczetu aby podziękować za zwycięstwo nad Maurami.

Wejście do Katedry jest zapowiedzią niezwykłej przygody ze sztuką i historią.

Budowa katedry została zakończona w XVIII wieku, stąd gotycka budowla ma wiele elementów architektonicznych z późniejszych epok.

Warto zwiedzić wnętrze katedry, gdyż jest naprawdę niezwykłe. Cena – 7 euro łącznie z Muzeum Katedralnym.

Budowniczowie katedry w okresie średniowiecza zastosowali niezwykłą sztuczkę, która do dzisiaj robi ogromne wrażenie. Dwa razy w roku w dzień św. Marcina i Matki Boskiej Gromnicznej o godzinie 6.30 rano promienie słoneczne wpadają przez witraż na wschodniej ścianie i rozświetlają rozetę portalu zachodniego.

Ja niestety nie mogłam zobaczyć tego zjawiska, zostaje mi tylko wyobraźnia. Udało mi się jednak “złapać” jeden z wielu zachwycających witraży.

We wnętrzu Katedry możemy podziwiać prace Antonia Gaudiego. W latach 1904-1914 przebudował on wnętrze oraz wprowadził kontrowersyjną wówczas nowinkę techniczną – światło elektryczne. Żelazny baldachim nad głównym ołtarzem symbolizuje Koronę Cierniową, a ceramiczne mozaiki i poskręcane balustrady zapowiadają jego wielkie dzieło – modernistyczną katedrę Sagarda Familia w Barcelonie.

W Katedrze zachwyciły mnie niezwykłe sarkofagi m, obrazy sakralne z różnych epok oraz przepiękne ikony. Nie mogłam robić wielu zdjęć, ponieważ jest tam zakaz fotografowania z lampą błyskową.

Na parterze dzwonnicy, która kiedyś pełniła funkcję warowną, obecnie  znajduje się Muzeum Katedralne.

Z Muzeum wychodzimy na niewielki dziedziniec.

Z Katedry możemy przejść przez wspaniały park ogrodowy do dawnej fortecy i siedziby mauretańskich gubernatorów przekształconej w pałac – Palau l-Almudain

Z dziedzińca Katedry roztacza się wspaniały widok na port oraz na Góry Serra de Tramuntana. Góry skaliste z najwyższym szczytem Puig Major – 1445 metrów sprawiają wrażenie wysokich, pomimo płaskich wierzchołków, ponieważ zaczynają się od poziomu morza.

Połączenie gór i morza tworzy czarujący krajobraz i wpływa znacząco na atrakcyjność Majorki.

Widok z Katedry

Katedra ciekawie prezentuje się z portu Paseo Maritimo, stanowiąc niezwykłe tło dla masztów starych i i nowoczesnych żaglowców.

W porcie Marina Port de Palma stanowiącym część słynnego Paseo Maritimo widziałam mnóstwo pięknych, luksusowych jachtów z angielskimi oraz rosyjskimi oznaczeniami. Stały tam również mniejsze jachty czarterowe, nie sprawdzałam jednak ich cen, z góry zakładając, niezbyt optymistycznie, że nas na nie po prostu nie stać.

Spacerując po porcie nie można nie zwrócić uwagi na górujący nad miastem zamek.

Castel de Bellver -To kolejne miejsce po Katerze Le Sue, które naprawdę warto zwiedzić będąc w Palmie, przede wszystkim, ze względu na cudowną panoramę stolicy, gór oraz portu, jaką można podziwiać z murów zamku.

Zamek leży na wzgórzu przy wejściu do portu, na południowym zachodzie Palmy i można do niego dojechać z centrum stolicy z Placu Hiszpańskiego autobusem nr 3.

Można też dojść do niego pieszo idąc wzdłuż wybrzeża do alei Joan Miro, od której do zamku prowadzą strome, wąskie kręte uliczki.

Gdy wchodzimy na teren parku otaczającego zamek, maszerujemy kamiennymi schodkami prowadzącymi do zamku albo okrężnymi ścieżkami parkowymi, nasycając oczy zielenią i wypatrując między drzewami panoramy Palmy, która wraz z wysokością staje się coraz bardziej imponująca.

Zamek Bellver został wzniesiony w latach 1300-1314 na rozkaz króla Majorki Jakuba II. Początkowo pełnił funkcję obronną, był również królewską rezydencją.

Od 1717 roku zamek pełnił funkcję wojskowego więzienia, później został przekształcony w mennicę a od 1831 roku znajduje się w nim Muzeum Historii Miasta.

W czasie, gdy zamek był więzieniem, przebywało w nim wielu francuskich żołnierzy, jego więźniem był też Gaspar Melchor de Jovellanos – hiszpański przedstawiciel oświecenia, ekonomista i polityk.

W jednej z sal zamku obejrzałam fantastyczną wystawę czarno – białych starych fotografii przedstawiających ludzi na tle morza.

W Muzeum Historii Miasta, które obecnie mieści się na zamku znajduje się wiele ciekawych eksponatów, jak na przykład wykopaliska archeologiczne –  naczynia z 960 roku.

Rzymskimi rzeźbami, które można podziwiać pod krużgankami zamku zajmowali się akurat konserwatorzy sztuki tworząc ciekawy kontrast żywego hiszpańskiego artysty z monumentalną figurą Rzymianina.

Castel de Bellver przetrwał do naszych czasów w nienaruszonym stanie.

Został zbudowany na planie koła, wokół centralnego dziedzińca i otoczony fosą.

Nazwa zamku Bellver oznacza ładny widok. Przekonałam się o tym, gdy weszłam na trzeci – najwyższy poziom zamku, z którego roztacza się przepiękna panorama na wszystkie strony świata.

Patrząc na stolicę Majorki  z Zamku możemy dostrzec Katedrę La Seu oraz potężny port Paseo Martimo, który zwiedzałam kilka dni wcześniej.

Góry Serra de Tramuntana wspaniale prezentują się z zamku i zachęcają do bliższego poznania.

Widoki z murów zamku na zawsze pozostanie w mojej pamięci, jak najpiękniejsza kartka pocztowa z podróży. Castel de Bellver jest jednak nie tylko wspaniałym tarasem widokowym, ale przede wszystkim jednym z najpiękniejszych gotyckich zamków Europy, dlatego będąc na Majorce warto poświęcić kilka godzin leżenia na słonecznej plaży, żeby go obejrzeć.

Do Can Pastilla, oddalonej o siedem kilometrow od centrum Palmy wracaliśmy na nogach wzdłuż słynnej plaży Playta del Palma.

Plaża ciągnąca się od Palmy do miasta El Arenal, między którymi leży “moja” miejscowość jest wymarzona dla wszystkich kochających plażowanie, szeroka, z jasnym piaskiem, i nielicznymi kamienistymi miejscami. Spacer taką plażą był cudownym zakończeniem ciekawego dnia w Palma del Mallorca.

Dla rowerzystów wzdłuż Playta del Palma jest przygotowana ścieżka rowerowa, przy której znajdują się ławeczki dla zmęczonych, albo złaknionych widoku morza.

Piękne plaże, turkusowa woda , słońce i pyszne jedzenie – to najkrótszy opis wakacji na Majorce.

 

15 komentarzy

  1. Appreciating the persistence you put into your website and detailed information you offer.
    It’s awesome to come across a blog every once in a while that isn’t the same out of date rehashed information. Wonderful read!
    I’ve bookmarked your site and I’m including your RSS feeds to my Google account.

  2. You really make it seem so easy with your presentation but I
    find this matter to be really something which
    I think I would never understand. It seems too complicated and very broad
    for me. I’m looking forward for your next post, I will try
    to get the hang of it!

Możliwość komentowania jest wyłączona.